Czas na zmianę pytania w sondzie. Dla porządku przypomnę pytanie poprzedniej
sondy, które brzmiało tak:
Ile książek kupiłaś/kupiłeś w 2014 roku?
·Żadnej
·1-20
·21-40
·41-60
·61-80
·81-100
·101-150
·151-200
·Powyżej 201
Oddanych zostało 25 głosów, a rozłożyły się one tak:
·Żadnej – 4 %
·1-20 – 60%
·21-40 – 8%
·41-60 – 20%
·61-80 – 0%
·81-100 – 0 %
·101-150 – 4%
·151-200 – 0%
·Powyżej 201 – 12%
Bardzo dziękuję za wszystkie oddane głosy, które rozłożyły
się dość interesująco. Ciekawa jestem, kto zaznaczył odpowiedź ostatnią. ;) Cóż,
chyba z kupowaniem książek nie jest tak źle, choć na pewno mogłoby być znacznie lepiej.
A skoro mini-podsumowanie poprzedniej sondy za nami, to zapraszam na kolejną
ankietę. I sprawdzimy, która epoka jest najpopularniejsza. ;)
Nie ukrywam, że lubię historię. A
XX wiek uważam za niezwykle fascynujący, zwłaszcza okres II wojny światowej i
pierwszych lat powojennych. Ale dlaczego o tym piszę?
1 marca obchodzimy Narodowy Dzień
Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. W tym dniu wspominamy żołnierzy podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego,
żołnierzy, którzy przez długie lata byli zapomniani. Różnie możemy oceniać ich
działania. Pozytywnie, negatywnie… Nie zmienia to faktu, że zasługują na to,
żeby istnieć w naszej świadomości, zwłaszcza, że wśród „Wyklętych” znajdziemy
takie interesujące postaci jak rotmistrz Pilecki czy generał Fieldorf.
Cieszy mnie to, że pojawia się sporo
książek na temat polskiego podziemia niepodległościowego, choć póki co za mało
tych książek do tej pory wpadło w moje ręce. Jest to rzecz jasna do
nadrobienia, więc przy okazji chciałabym Was spytać, czy interesujecie się
burzliwym okresem przełomu lat 40-tych i 50-tych? I czy znacie interesujące
książki na temat? Ja, jak dotąd, najczęściej sięgałam po biografie, ale jak
wiemy, nie tylko biografie się pojawiają.
Na zakończenie pozwolę sobie wkleić tekst
o oddziale Hieronima Dekutowskiego „Zapory”:
Marsz oddziału „Zapory”
słowa: por. Jan
Gabriołek „Grot”
Maszerują cicho niby cienie Poprzez lasy, góry
i pola. Niejednemu wyrwie
się westchnienie, Idą naprzód, taka
ich dola. I idą wciąż
naprzód, bo taki ich los, I ani żal, ani
tęsknota Z tej drogi
zawrócić nie zdoła ich nic, Bo to jest
„Zapory” piechota. A gdy księżyc
wyjdzie spoza chmury, I nastanie cicha,
piękna noc, To leśnej piechoty
ciągną sznury, Widać wtedy siłę
ich i moc. Choć twardą im
była germańska dłoń, Do boju ich parła
ochota. I zawsze
zwycięstwo musiało ich być, Bo to jest
„Zapory” piechota. Teraz za drugiego
okupanta, Jeszcze nam nie
oschła jedna krew. Po zdradziecku
sięga nam do gardła, I w tajgi Sybiru chce nas wieźć. Pomylił się
Stalin, pomylił się kat, A z nim ta
zdziczała hołota. Za Katyń, za
Zamek, za Sybir, za krew, Zapłaci „Zapory”
piechota.
Tytuł oryginału: „Mrs McGinty’s Dead” Wydawnictwo:
Wydawnictwo Dolnośląskie Rok wydania: 2006 Tłumacz: Ewa Życieńska Ilość stron: 244 Ocena: 4,5/6
Moja przygoda z
twórczością Agathy Christie trwa. Kolejne morderstwo, kolejna intryga, kolejna
zagadka. Tym razem rozwiązuje ją nie panna Marple, ale sam Herkules Poirot. Ten
wielki HERKULES POIROT.
A rzeczona intryga…
oczywiście ciekawa. W końcu gdyby pani Christie pisała nieciekawie, to nie
czytałabym jej książek. Tym razem zamordowana zostaje starsza pani – pani McGinty.
Ot, można powiedzieć zwykła sprzątaczka. Trochę zbyt wścibska, trochę zbyt
gadatliwa, ale właściwie nieszkodliwa. Czy aby na pewno? Ktoś jednak uznał, że szkodliwa, bo po cóż miałby ją mordować. O morderstwo oskarżony zostaje jej
lokator. Ale czy oskarżona została właściwa osoba? To jest zagadka godna
Herkulesa Poirot. Jakie jest jej rozwiązanie? Ha, oczywiście nie zdradzę.
Kolejna ciekawa książka
za mną (w końcu lepiej czytać książki ciekawe niż nieciekawe), więc znów
napiszę kilka dobrych słów.
Agatha Christie znów
mnie zaskoczyła. Znów! Po raz kolejny nie odgadłam, kto zamordował. Tym razem nawet
nie byłam bliska odgadnięcia sprawcy. Ale w końcu sam słynny detektyw został
zwiedziony. Co nie zmienia faktu, że i tak jest bardzo pewnym siebie
jegomościem. Jest to może nieco (czasem trochę więcej niż nieco) irytujące, ale
na pewno przydaje się w pracy detektywa.
I chyba nie wspominałam o jednej rzeczy wcześniej,
więc przyznam teraz. Bardzo mi się podobają w książkach Christie intrygi i
przestępstwa dokonywane w małych miejscowościach. Niby każdy każdego zna,
wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a jednak zawsze się znajdzie ktoś, kto
wprowadzi innych mieszkańców w zdumienie.Tak. Nie zawiodłam się na pomysłowości pisarki.
A jako że czytelniczy
luty mija mi zdecydowanie pod znakiem Agathy Christie czas sięgnąć po kolejną
jej książkę. Tym razem jest to „Rendez-vous ze śmiercią”.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia Rok wydania: 1967 Ilość stron: 218 Ocena: 4/6
Wczoraj wieczór skończyłam czytać kolejną książkę z
dorobku Gustawa Morcinka. Autor znany? Cóż, większość z nas niewątpliwie kojarzy
go z „Łyskiem z pokładu Idy”, ale czy pozostała jego twórczość jest tak znana
jak opowieść o sympatycznym Łysku? Chyba nie i sądzę, że warto to
zmienić.
I jak można zauważyć, poznawanie
mniejszych i większych objętościowo dzieł tego związanego ze Śląskiem pisarza wprowadziłam
w życie. Tym razem sięgnęłam po „Przedziwne śląskie powiarki” – zbiór dziewięciu
opowiadań, w których spotkamy całe mnóstwo królów, królowych, księżniczek, diabłów,
czarownic, dobrych i złych ludzi oraz innych mniej lub bardziej baśniowych
postaci.
Pomyślałam, że są to opowieści, które można czytać dzieciom. Mam jednak trochę wątpliwości, czy w
dzisiejszych czasach bohaterowie z kart książki Morcinka znajdą miejsce w
wyobraźni najmłodszych. W końcu konkurencja jest spora. Ale czy to oznacza, że morcinkowscy bohaterowie powinni trafić do
lamusa? Myślę, że nie. Co więcej, uważam że warto, żebyśmy znali polskie baśnie i legendy, bo gdzie indziej znajdziemy takiego
fajtłapowatego diabła Fafułę, sprytnego i sympatycznego Karlika ze Szpluchowa,
dzielnego wojaka Zeflika czy śmierć, co matką chrzestną była. Ktoś powie: „Ha,
na pewno gdzieś znajdziemy”, ale czy aby na pewno będą oni tacy sami? Zapewne nie.
Podejrzewam, że ktoś
się może ze mną nie zgodzić i powiedzieć, że to starocie, to nie jest modne,
nie jest trendy. A jeśli nawet… Czy koniecznie musimy poddawać się modzie? W każdym razie ja się na to nie będę oglądać,
bo w kolejce czeka następny zbiór opowiadań Gustawa Morcinka – „Jak górnik
Bulandra diabła oszukał”.
Tytuł oryginału: „At Bertram’s Hotel” Wydawnictwo:
Wydawnictwo Dolnośląskie Rok wydania: 2005 Tłumacz: Krystyna
Bockenheim Ilość stron: 248 Ocena: 4/6
Moja znajomość z prozą
Agathy Christie trwa, a jej pomysłowość wciąż mnie zaskakuje. Tym razem
śledziłam kryminalną intrygę, która miała miejsce w bardzo zacnym hotelu...
Tym zacnym hotelem jest
londyński hotel „Bertram”. Prezentuje się bardzo wykwintnie, ale przebywającej
w nim pannie Marple coś w tej wykwintności nie pasuje. Niby na pierwszy rzut oka wszystko jest w
jak najlepszym porządku, ale… No właśnie, pod piękną przykrywką kryje się całe
mnóstwo intryg oraz przekrętów. Dochodzi w nim także do niezwykłych zdarzeń, jak
choćby tajemnicze zniknięcie kanonika Pennyfathera. Zagadkę związaną z rzeczonymi przekrętami i intrygami, oczywiście przy pomocy bystrej panny Marple, rozwiązuje nadinspektor
Fred Davy.
Książkę, jak zwykle zresztą, przeczytałam z
zainteresowaniem. Praktycznie każda kolejna przeczytana strona mnie zaskakiwała,
więc nie mogłam narzekać na nudę. Muszę przyznać, że ta powieść jest kolejnym
ciekawym kryminalnym pomysłem Agathy Christie, chociaż z drugiej strony muszę przyznać, że choć mnie zaskakiwała, to jednak nie
trzymała mnie w takim napięciu jak „Morderstwo odbędzie się…” czy „Zatrute
pióro”. Czegoś mi zabrakło. Może gdyby bohaterowie byli nieco bardziej intrygujący? Może gdyby w powieści było nieco więcej Bess Sedgwick... Cóż, pozostaje mi gdybać. A jeśli chodzi chodzi o bohaterów, to gdyby mnie ktoś jednak spytał, których uważam za najciekawszych, to bez wahania wskazałabym niezawodną pannę Marple oraz nadinspektora
Davy’ego. Troszkę szkoda, że nie poczułam tego napięcia, ale z drugiej strony z mistrzynią kryminału nie da
się nudzić. Sądzę, że z czystym sumieniem mogę postawić książce ocenę 4/6 i z przyjemnością sięgnąć po kolejne jej dzieła.
Dzisiaj o godz. 12.00 dobiegł końca II etap
konkursu Blog Roku 2014. Na liście przy moim blogu pojawiły się dwie graficzne
kulki, a system konkursowy doliczył się 10 głosów (nie wiem, czy dobrze
liczył;)). Nie udało mi się niestety awansować dalej, ale tak się zdarza. ;)
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy
mnie wsparli w konkursie i wszystkim, którzy mi kibicowali. Bardzo mnie cieszy Wasze wsparcie i
jest dla mnie ważne. ;)
Za rok kolejny konkurs. Może spróbuję
jeszcze swoich sił w blogowej rywalizacji.
Zapraszam też do dalszego odwiedzania mojego bloga.
Tytuł oryginału: „The Moving Finger” Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie Rok wydania: 2001 Tłumacz: Izabella Kulczycka Ilość stron: 192 Ocena: 5/6
Po raz kolejny sięgnęłam po
powieść Agathy Christie. Tym razem była to książka zatytułowana „Zatrute pióro”.
Tytuł jest, muszę przyznać, dość intrygujący. A i historia przedstawiona nam
przez mistrzynię kryminału też nienajgorsza.
Tym razem rzecz dzieje się w
małym miasteczku Lymstock, do którego przyjeżdża rodzeństwo – Jerry i Joanna.
Głównym powodem przyjazdu jest rekonwalescencja Jerry’ego, który musi dojść do
siebie po wypadku. A najlepiej w spokojnej miejscowości, w której ani on, ani
jego siostra nikogo nie znają. Lymstock wydaje się być idealnym miejscem. No
właśnie. Wydaje się być. Otóż po miasteczku krążą anonimy. Ale to akurat nic
strasznego w porównaniu z dwoma morderstwami. A kto stoi za listami oraz
zabójstwami? W rozwikłaniu sprawy pomaga niezastąpiona pana Marple. A
rozwiązanie jest zaskakujące. Ale nie
będę zdradzać, nie będę odbierać przyjemności z czytania.
Nie będę ukrywać, że z każdą
przeczytaną książką coraz bardziej lubię Agathę Christie. Może i jest nieco
staroświecka, ale niewątpliwie ma swój urok. Opowieść w książce jest
interesująca od początku do końca. Lymstock jest przyjemnym miastem i nie
miałabym nic przeciw temu, żeby go odwiedzić. Chociaż z drugiej strony nie
wiem, czy wszystkich mieszkańców bym polubiła. Zwłaszcza tych nieco wścibskich.
Ale czy to wada? Raczej nie.
Nie da się ukryć, że
w tym roku (podobnie jak w zeszłym) postanowiłam spróbować swoich sił w
konkursie Blog Roku.
14 stycznia 2015 roku
zgłosiłam swój blog w kategorii "Literackie i kulturalne". Muszę
przyznać, że do konkursu zostało zgłoszonych całkiem sporo ciekawych blogów i
konkurencja jest duża. Ale powiem też, że warto zajrzeć też do innych kategorii,
w których na pewno znajdziecie też coś ciekawego. ;)
A jeśli chodzi o
głosowanie, to będzie mi niezmiernie miło, jeśli ktoś zdecyduje się zagłosować
na mój blog. Głosować można wysyłając smsa o treści: J11128pod numer7122.Koszt wysłania smsa wynosi 1,23
zł. Głosowanie trwa do 10 lutego 2015 roku.