sobota, 27 września 2014

110. W. E. B. Griffin, William E. Butterworth IV "Niebezpieczna misja"

Tytuł oryginału: „Hazardous Duty”
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2014
Tłumacz: Maciej Szymański
Ilość stron: 350
Ocena: 4,5/6 

 Właśnie przeczytałam najnowszą książkę W. E. B. Griffina. Jak pewnie zdążyliście zauważyć lubię książki tego autora, a jego powieści kupuję bez zbędnego zastanawiania się: kupić czy nie. Ocenę, podobnie jak wcześniej innym książkom, daję całkiem dobrą, bo i dobrze się czyta, a szczerze się pośmiać też mi się zdarzyło.

Pozwolę sobie jednak wbić małą szpilkę z uwagą. Może nawet dwie. Ale o tym za chwilę. Bo i oto ponownie mamy podpułkownika Charleya Castillo i jego przyjaciół znanych jako Weseli Banici. Charleya Castillo, który przygotowuje się do ślubu z ukochaną, byłą podpułkownik SWR, Swietłaną Aleksiejewą. Mamy też prezydenta Clendennena, który, delikatnie mówiąc, zachowuje się dość dziwacznie i ma nie mniej dziwaczne pomysły. Pierwszym z tychże pomysłów jest odnalezienie przebywającego w Argentynie Charleya oraz ponowne powołanie go do służby. Nie taki zły ten Castillo. Tylko po co on panu prezydentowi? A po to, żeby głowa państwa mogła powierzyć mu misję ukrócenia piractwa oraz walkę z działaniami meksykańskich karteli narkotykowych. Pomysłami tymi nikt nie jest zachwycony. No, może poza pomysłodawcą.

Nikt nie pali się do realizacji planów Clendennena, więc działania bohaterów sprowadzają się do tego, żeby odwieść głowę państwa od tych „świetnych” pomysłu. Na szczęście dla nich, a na nieszczęście dla czytelnika, do grożącej im tytułowej niebezpiecznej akcji nie dochodzi. Tak, tak… na nieszczęście na czytelnika, bo niezmiernie mi brakowało strzelaniny, choć jednego wybuchu, porwania samolotu albo i samego wysadzenia lotniska... W końcu stawianie czoła generałowi SWR - Siergiejowi Murowowi - to już praktycznie pestka, a nie niebezpieczna misja. Za to na szczęście ślubowi nic nie staje na przeszkodzie.

Podsumowując. Trochę za mało jest w książce konkretniejszej akcji. Książka jest niezła, ale wiem, że autora stać na wrzucenie do fabuły choćby jednego porwania samolotu. Za to do humoru nie mogę się przyczepić. Pozostaje mi tylko wbić jedną małą szpilkę. Otóż osobiście (osobiście!) uważam, że autor trochę niepotrzebnie niektórych drugoplanowych bohaterów nazywa tak samo, jak niektórych głównych bohaterów innych swoich serii. Ale to szczegół, choć rzuca się w oczy.

Autora nie przestałam lubić, czekam na kolejne książki i mam nadzieję, że książki Griffina zostaną zekranizowane. I być może tylko ja mam taką opinię, ale w roli prezydenta Clendennena widzę Danny’ego DeVito.

2 komentarze:

  1. Niestety nie czytałam jeszcze książek tego autora, ale skoro zasługuje on na uwagę, to bardzo chętnie go kiedyś poznam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, że ja pewnie bym omijała tego autora, gdyby nie biblionetkowe polecanki. :)

      Usuń