czwartek, 27 listopada 2014

121. Bolesław Prus "Anielka"

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1969
Ilość stron: 216
Ocena: 4,5/6 

Klasyka, ach klasyka… Podejrzewam, że niektórzy mogą czuć do niej niechęć. Niechęć, która może wynikać z tego, że znamy ją głównie z lektur szkolnych. Faktycznie. Część z nas po opuszczeniu szkolnych murów po książki (w tym po rzeczoną klasykę) nie sięga w ogóle. Niektórzy przeciwnie – czytają ją często. Ja natomiast należę do grupy trzeciej. Po literaturę sprzed lat sięgam od czasu do czasu. Niestety rzadko mi się to ostatnio zdarzało, więc w ramach wyzwania wymyśliłam odpowiednią kategorię i zaczęłam się zastanawiać, co by tu przeczytać. Wybór padł na Bolesława Prusa, którego, mam nadzieję, przedstawiać nie trzeba.

Postanowiłam zawrzeć znajomość z „Anielką” – opowieścią niedługą, bo liczącą niewiele ponad 200 stron. Tytułowa bohaterka jest kilkunastoletnią dziewczynką mieszkającą w dworze. Mieszka z rodziną – ojcem lekkoduchem (choć inne określenie chodzi mi też o głowie), chorowitą matką i nie mniej chorowitym bratem. Może się wydawać, że życie Anielki, to sielanka, ale jak już zdradziłam wyżej ojciec jej to, niestety, lekkoduch. Więc, jeśli w życiu dworskiej rodziny panowało szczęście, to już dawno się skończyło. Głównie dzięki lekkomyślności jaśnie dziedzica, choć jaśnie dziedziczka też nie pozostała bez winy. Może gdyby zajmowała się czymś więcej niż tylko i wyłącznie swoimi chorobami… Choć z drugiej strony i tak oceniłam ją nieco lepiej niż jaśnie męża.

Sama Anielka jest fajnym i mądrym dzieckiem, które widzi i wie znacznie więcej niż może się to wydawać. Dzięki temu zyskuje sympatię wielu osób. Aż się zastanawiam po kim odziedziczyła charakter. Wielce żałuję, że w życiu małej bohaterki pojawiło się tyle nieszczęść. A spora ich część miała miejsce dzięki głupocie jaśnie ojca dziedzica.

Opowieść przeczytałam dość szybko i mile mnie zaskoczyła. Spodziewałam się nieco nudnej historii, a tu wprost przeciwnie. Bohaterowie, może i typowi dla epoki, ale na tyle ciekawie przedstawieni, że się z nimi nie nudziłam. Jedyną mało ciekawą postacią był mały Józio, który tylko choruje. Niestety dla niego większość z tych chorób jest wymyślona. Żałuję tylko, że książka nie jest dłuższa, mogłaby to być niezła powieść. I nie byłaby nudna, za to sądzę, że lepiej możnaby poznać bohaterów. Ale tak czy owak Prusa czytać warto. Czemu do tej pory nie przeczytałam "Faraona"?

-----

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam słowiańskich pisarzy:  Klasyka literatury słowiańskiej (Książka napisana do roku 1900 włącznie) – listopad 2014.

4 komentarze:

  1. Ja również należę do tej trzeciej grupy :) "Anielkę" czytałam, ale muszę przyznać, że odświeżenie tej książki nie byłoby złym pomysłem ;) A "Faraona" Prusa uwielbiam! Strasznie podobała mi się ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętam, ale chyba nie czytałam.. Koniecznie muszę to zmienić :) Starsze książki warto poznać, szkoda, że zazwyczaj promuje się tylko nowości..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bywa. A czasem się zastanawiam, czy wszystkie nowości są warte wielkiej reklamy.

      Usuń