wtorek, 18 stycznia 2022

430. Marcin Wroński "Gliny z innej gliny" (wraz z R. Ćwirlej, R. Ostaszewski, A. Pilipiuk)

Wydawnictwo: Wydawnictwo W. A. B. 
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 416
Ocena: 5,5/6


W ostatnich tygodniach wróciłam do twórczości Marcina Wrońskiego i przeczytałam ostatnie nieprzeczytane książki z cyklu o Zygmuncie Maciejewskim. Komisarz jest jedną z moich ulubionych postaci, więc powieści o jego perypetiach zaliczam do ulubionych.

Z trzech ostatnio przeczytanych najlepszą książką, moim skromnym zdaniem, są „Gliny z innej gliny”, co ważne są to opowiadania, nie powieść. Warte podkreślenia do napisania powieści zaproszeni zostali Ryszard Ćwirlej, Robert Ostaszewski i Andrzej Pilipiuk, ale do tego wrócę później. Muszę przyznać, że zanim zaczęłam czytać, to miałam wątpliwości, czy w przypadku przygód Zygi opowiadanie to nie za krótka forma i kto to widział w ogóle opowiadanie, przecież powieść byłaby lepsza. Ale nie, mogę powiedzieć wprost. Pomyliłam się, opowiadanie (właściwie ich zbiór) też jest świetne.

Chociaż osobiście wolę przedwojenne zagadki, które rozwiązywał Zyga, to muszę powiedzieć, że te opowiadania, których akcja toczy się po wojnie też okazały się wciągające i jak się okazuje Zyga nie pracujący już w mundurze nie wychodzi z gliniarskiej formy, wtedy, kiedy trzeba. Ale wiecie, podobał mi się (jakkolwiek to nie zabrzmi) Olek Maciejewski, może i na początku kariery był… hmmm, nierozgarnięty, to okazał się ciekawą postacią (chociaż fakt, niekoniecznie zawsze trzeźwy). Zakładam, że opowieści  o perypetiach milicyjnych Olka mogłyby być kolejną ciekawą serią Marcina Wrońskiego, ale chyba faktycznie autor Maciejewskich ma powyżej uszu.

A teraz wrócę do wcześniej wymienionych twórców, którzy do zbioru dorzucili swoje przysłowiowe trzy grosze: Ryszard Ćwirlej („Podwójny nelson”), Andrzej Pilipiuk („Sejf”), Robert Ostaszewski („Ten cholerny wrzesień”).  Czy to był dobry pomysł, żeby pisali o Maciejewskim? Nooo, całkiem niezły, chociaż gdybym miała szczególnie kogoś uhonorować, chyba najbardziej wyróżniłabym Roberta Ostaszewskiego, ale Róży – detektywa bym się nie spodziewała i tu miałabym trochę wątpliwości, Z drugiej jednak strony, dlaczego nie.

Zmierzając powoli do końca… Chyba powinnam znaleźć błędy, niedociągnięcia, niekonsekwencje itd. Wiecie, faktycznie książka jest świetna, skoro nic paskudnego nie rzuciło mi się w oczy. Wręcz łezka w oku mi się zakręciła, że to już koniec serii, ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Chyba przyjdzie mi wrócić co całej serii od początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz