Wstęp
może jest mało książkowy, ale zmierzam do tego, że w ostatnich miesiącach
chętnie sięgam i po reportaże, i po książki o tym, co właściwie każdego z nas
dotyczy, między innymi o transporcie właśnie. Informację o książce „Opóźnienie
może ulec zmianie” wypatrzyłam na facebooku. Tytuł jest na tyle interesujący,
że ją kupiłam. A niech mam!
Tu muszę powiedzieć, że książki czytam dość powoli (to chyba widać po comiesięcznych podsumowaniach, cóż będę za długo gadać na ten temat), ale w kolejową opowieść pana Marcina najnormalniej w świecie się wciągnęłam. Na kolei znam się jak przeciętny pasażer i tu akurat się cieszę, że sobie poczytałam, jak wygląda praca na kolei z drugiej strony (ale te pociągi i tak się spóźniają) i może jakoś łaskawiej spojrzę na ten transport (no te 5 minut spóźnienia to jeszcze obleci).
No kurczę, fajna książka, fajnie się czyta (bardzo recenzencko... :)). Generalnie, lubię pisać i wspominać o tych książkach, które mi się podobały, ale się trochę przyczepię. Pojawiły się momenty, w których mimowolnie pomyślałam, że o tym to już czytałam pięć stron temu. Na ogólną ocenę nie wpłynęło to negatywnie, choć nieco się zirytowałam.
Chyba powinnam się czepiać więcej, ale jakoś tak tego czepialstwa nie widzę. W każdym razie ciekawa pozycja. Pochwalić i zwrócić uwagę chciałam.