
Wydawnictwo: Wydawnictwo W. A. B.
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 304
Ocena: 4/6
Od czego by tu zacząć… Bo to, że
po raz kolejny sięgnęłam po powieść autorstwa Marcina Wrońskiego, widać już na
pierwszy rzut oka. Cóż. Nie będę ukrywać mojej sympatii do bohatera książki - komisarza
Maciejewskiego, którego niejeden sympatyk kryminałów zapewne już zna.
„Kwestję krwi” pewnie niejeden
miłośnik literatury już poznał, dlatego tylko pokrótce przypomnę w czym rzecz.W tym tomie
spotykamy Zygę Maciejewskiego w 1926 roku, kiedy to jako młody aspirant
rozwikłuje zagadkę tajemniczego zniknięcia dziewczyny z dobrego domu – Anny Wołkońskiej.
Jest to pierwsza jego poważna sprawa, za rozwiązanie której ostatecznie dostaje awans.
Jednak spotykamy też Zygę w roku 1952 roku. Wtedy to dowiadujemy się, że w
swoim śledztwie Zyga popełnił pewien dość poważny błąd. Ci, którzy przeczytali, zapewne wiedzą. A
tym, którzy jeszcze tego nie zrobili, nie będę psuć przyjemności czytania i
poznawania kolejnego śledztwa.
Z powieściami Marcina Wrońskiego
właściwie się nie nudzę. Lubię jego pomysłowe intrygi i zagadki kryminalne. Z
drugiej jednak strony muszę się przyznać, że po raz kolejny utwierdziłam się w
przekonaniu, że zdecydowanie wolę przedwojenne przygody pana komisarza. Ciekawi
mnie to, co mogło mu się przytrafić po wojnie, ale i tak czasy przedwojenne
wygrywają. Niezmiennie podoba mi się też, jak autor opisuje przedwojenne
miasta.
Właściwie nie mam się do czego
przyczepić. Poza tym, książki autorów których lubię, zazwyczaj czytam z
przyjemnością. W tej sytuacji pozostaje mi polować na „Haiti” i czekać na
kolejną powieść lubelskiego pisarza.Czy Zielny powróci?