Rok wydania:
1998
Tłumacz:
Andrzej Milcarz
Ilość stron:
228
Ocena: 5,5/6
Jak ja dawno nie napisałam nic o książce. Ale czytam, wciąż
czytam. W ostatnim po raz kolejny wróciłam do twórczości Agathy Christie. Choć
mamy późną wiosnę, postanowiłam sięgnąć po kryminał, którego akcja toczy się w
okresie świątecznym.
A akcja to nie byle jaka, skoro bogaty jegomość Simeon Lee
wzywa do rodzinnego domu wszystkie swoje dzieci. To samo w sobie jest podejrzane,
ale grzecznie wszyscy się stawiają. Mają nadzieję na kasę, czy na zgodę w
rodzinie? To ciekawe co zamierza ojciec. Starszy pan był w swoim życiu, delikatnie mówiąc, złośliwy. Był też kobieciarzem. Cóż…
Niezależnie od tego jaki był w przeszłości i na co kto liczył, to sprawę skomplikowało morderstwo,
którego ofiarą padł starszy pan. Tylko kto jest mordercą? Któryś z synów? Któraś synowa? A może wnuczka, którą rodzina widzi po raz pierwszy na
oczy? No, o tym może nie będę teraz plotkować.
Niejednokrotnie powtarzałam, że lubię sięgać po twórczość Agathy
Christie. I nie będę ukrywać, nie wszystkie powieści, czy opowiadania oceniłam
tak wysoko, jak tę powieść. Muszę się Wam przyznać, że w tej powieści nawet
Herkules Poirot nie był, jak dla mnie, człowiekiem irytującym. Intryga okazała się świetna, a
wytypowanie mordercy trudne. Ale że mordercą okazała się ta osoba? Pomysł
przedni.
Tym razem nie oceniłam bohaterów jako papierowych. Albo
porywczy, albo ślamazarni (mówiąc literackim językiem), albo w ogóle cwani, ale
jednak jacyś. Muszę też przyznać, że podziwiam to, jak belgijski detektyw
zwraca uwagę na szczegóły i je łączy. Jak się mawia: szacun!
Cóż! Więcej Christie po prostu!
-----
Tekst ukazał się także na blogu: https://na-tropie-agathy.blogspot.com/
-----
Tekst ukazał się także na blogu: https://na-tropie-agathy.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz