sobota, 17 grudnia 2016

268. Brian Lumley "Najeźdźcy"

Tytuł oryginału: „Necroscope: Invaders
Wydawnictwo: vis-a-vis/etiuda
Rok wydania: 2006
Tłumacz: Robert Palusiński
Ilość stron: 444
Ocena: 4/6


Co takiego ma w sobie proza Briana Lumleya, że wciąż do niej wracam? Nie umiem tego określić. W każdym razie wracam po raz kolejny do świata wymyślonego przez autora.

W tej części serii, nie pierwszy i nie ostatni raz, Wydział E musi stawić czoło Wampyrom i ich niewolnikom. Tym razem w dalekiej Australii, gdzie schował się jeden z trzech przybyszy z Krainy Gwiazd. A że Wampyry są złe, przebiegłe i łatwo się nie poddają, to i zadanie jest niełatwe. Tym bardziej, że z Wydziałem E nie ma Harry’ego Keogha, który te potwory zna jak mało kto.

Ale być może Harry będzie miał godnego następcę. A jest nim Jake Cutter, który ma podobne talenty jak Nekroskop. Ale czy Jake w końcu zaakceptuje swoje talenty i czy będzie chciał współpracować z paranormalnym Wydziałem? W każdym razie bardzo się opiera. Ale włącza się do walki z Lordem Malinarim.

Pisałam już kilka razy, że lubię wracać do książek Briana Lumleya. Zawodzić mnie nie zawodzą, gdyby było inaczej to zapewne dałabym sobie spokój klika tomów wcześniej. Ale te czarne wampiryczne charaktery wciąż przykuwają moją uwagę i sprawiają, że do nich wracam. Muszę jednak przyznać, że choć w walce dobra ze złem (jakby to dość ogólnie ująć) kibicuję ludziom zwalczającym potwory, to czasem nieco bardziej lubię te potwory. Są nieco bardziej wyraziste. A ludzcy bohaterowie? Czasem mnie złoszczą. Są czasem zbyt idealni.

Cóż. Pojawiające się czasem rozdrażnienie i złość na niektórych bohaterów póki co przegrywa z zainteresowaniem tym, co przybysze z Krainy Gwiazd nawywijają na Ziemi. Może być ciekawie, ale to się okaże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz