niedziela, 29 marca 2015

165. Maria Ulatowska "Pensjonat Sosnówka"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 360
Ocena: 4/6

Po tym jak przeczytałam „Sosnowe dziedzictwo”, postanowiłam przeczytać kolejną książkę o perypetiach mieszkańców urokliwej Sosnówki i niedużego kujawskiego miasteczka Towiany. A skoro postanowiłam, to poszperałam w zasobach biblioteki i wyszukałam powieść zatytułowaną „Pensjonat Sosnówka”.

Wyszperałam, przywiozłam do domu, a kiedy już wzięłam książkę do przeczytania, to z ciekawością przeniosłam się na Kujawy i z przyjemnością śledziłam dalsze losy Anny Towiańskiej i jej przyjaciół. Cóż... Niewątpliwie Anna na nudę nie może narzekać. Zaczyna się lato, jej pensjonat zaczyna działać, do Sosnówki zaczynają zjeżdżać się goście (zazwyczaj wszyscy zachwyceni okolicą i pensjonatem), no i oczywiście trwają ślubne przygotowania. A na ślubnym kobiercu stanąć mają Dyzio i Irenka oraz Anna i Jacek (a to było nawet do przewidzenia). We wszystkim nieco przeszkadza była żona Jacka – Wiola. Więc, jak już powiedziałam, dzieje się. Cały czas się dzieje.

Muszę przyznać, że książka, podobnie jak pierwsza część, spodobała mi się. Jak już powiedziałam z ciekawością i przyjemnością przeniosłam się na piękne Kujawy, chociaż muszę też przyznać, że jest coś co w książce mi trochę przeszkadza. A jest to może nieco przesadzona sielskość. Wszyscy są dla siebie mili, wszyscy się lubią, kochają, przyjaźnią, a jak już się pojawią złe uczucia, to szybko są pacyfikowane. Możliwe, że się mylę, ale trochę złości może by dodało książce trochę iskry. Ale z drugiej strony w rzeczywistym świecie na tyle dużo złych uczuć, że po tak sielskie powieści dobrze czasem sięgnąć i przenieść się w inny świat.


Sądzę, że bez wyrzutów sumienia mogę postawić książce ocenę 4/6. Zauważyłam też, że wyszła kolejna część cyklu „Sosnówka”. Myślę, że na nią zapoluję. Podejrzewam, że będą w niej dominować pozytywne, sielskie uczucia, ale co tam. Sielskość jeszcze nikomu nie zaszkodziła... Przeczytam!

wtorek, 24 marca 2015

164. Wojciech Lewandowski "Przez pustynie na ośnieżone szczyty..."

Wydawnictwo: MUZA S. A.
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312
Ocena: 4/6

Turystyka górska, wspinaczka górska, zdobywanie najwyższych górskich szczytów… to brzmi świetnie i na pewno jest tak niełatwe, jak fascynujące. Skąd jednak ten może i nietypowy wstęp? A stąd, że szukając w bibliotece materiałów na temat dalekiego nam Chile znalazłam książkę Wojciecha Lewandowskiego. Jak dotąd autor był mi zupełnie nieznany i właściwie nie miałam tej książki w planach czytelniczych. Ale muszę przyznać, że jednak mnie zaintrygowała, zwłaszcza że zanim ją przeczytałam i oceniłam, to w Biblionetce miała jedną jedyną ocenę. Postanowiłam przeczytać i wiem, że niesłusznie jest mało znana.

Jak już wyżej napisałam książka mnie zaintrygowała, a autor opisuje w niej wyprawy, w których brał udział i w trakcie których zdobywał najwyższe szczyty południowoamerykańskich krajów. Ja zdobywcą górskich szczytów nie jestem, ale z wielką ciekawością czytałam opisy gór i wspinaczek. Dzięki temu choć trochę poznałam krajobrazy i górskie panoramy Ameryki Południowej. Nie mogłabym też nie wspomnieć o fotografiach, które także przybliżyły mi ten daleki kontynent.

W książce nie brakuje także wspomnień o Pierwszej Polskiej Wyprawie Andyjskiej, w której udział brał między innymi Wiktor Ostrowski (autor m. in. książki „Wyżej niż kondory”) oraz o miejscach związanych z pierwszymi polskimi zdobywcami Andów.


Jak już wspomniałam wyżej książki nie miałam w czytelniczym planie. I nie żałuję, że plan ten zmieniłam. Bo choć nie mam w planie zdobywania Mercedario czy Aconcagui, to cieszę się, że dzięki tej książce (i rzecz jasna dzięki „Wyżej niż kondory”, którą także czytałam) mogłam te góry choć trochę poznać. I całkiem możliwe jest, ze do obu wspomnianych książek jeszcze wrócę.

niedziela, 22 marca 2015

163. 4 miasta... które chciałabym odwiedzić

Niedawno pisałam o polskich miastach, o których chciałabym poczytać w książkach. Dzisiaj pozwolę sobie zaprezentować mój TOP 3 miast i miejsc, które chciałabym pozwiedzać dzięki przeczytanym książkom. Podejrzewam, że owo TOP 3nie będzie zaskakujące. Chociaż… kto wie. Ale przejdźmy do rzeczy. W moim TOP 3 znalazły się:

LUBLIN – czyli miasto Zygi Maciejewskiego, znanego nam z kart powieści Marcina Wrońskiego. Podejrzewam jednak, że niejeden sympatyk tego oryginalnego policjanta chciałby obejrzeć miejsca, które mogłyby być znane panu komisarzowi.

WROCŁAW – kolejne piękne polskie miasto. Na mojej liście znalazło się dzięki powieści Marty Kisiel – „Nomen omen”. Zwłaszcza okolica, w której mieszkała Salka, może być ciekawa.

ZAMEK CZOCHA – na ów zamek zwróciłam uwagę dzięki książkom Bogusława Wołoszańskiego. Zamek piękny, okolica ciekawa, a ile tajemnic… Mam nadzieję, że uda mi się zawitać w okolicach.

Oprócz TOP 3 na mojej liście znalazło się też wyróżnienie. A miastem wyróżnionym jest:

POZNAŃ – kolejne miasto, którego dotąd nie miałam okazji odwiedzić. A co najchętniej bym odwiedziła w Poznaniu? Kto  stawiał na Jeżyce ten zgadł. Nie miałabym nic przeciw temu, aby odwiedzić miejsca dobrze znane bohaterom Jeżycjady.


A czy Wy macie takie miasta, miejscowości albo okolice, które chcielibyście odwiedzić dzięki przeczytanym książkom? Jeśli tak, to się podzielcie.  Jestem ciekawa Waszych typów. ;)

sobota, 14 marca 2015

162. Agatha Christie "Uśpione morderstwo"

Tytuł oryginału: „Sleeping Murder”
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2002
Tłumacz: Anna Minczewska - Przeczek
Ilość stron: 232
Ocena: 5/6


Cóż… Nie da się ukryć, że ten rok zdecydowanie mija mi pod znakiem twórczości Agathy Christie. I wcale (wcale!) tego nie żałuję. Tym razem sięgnęłam po „Uśpione morderstwo”. Tytuł intrygujący, a okładkę niewątpliwie zaliczę do moich ulubionych. Tym razem spotkałam się nie z Herkulesem Poirot, a z panną Marple. W tej powieści sympatyczna starsza pani pomaga młodemu małżeństwu w rozwikłaniu tajemniczej zagadki sprzed lat.

Małżeństwem tym są pani i pan Reed. Gwenda i Giles. Młodzi ludzie, którzy postanawiają osiąść w Anglii. Gwenda przyjeżdża na wyspę nieco wcześniej niż mąż i chce znaleźć dom. Znajduje i kupuje taki,  który z czasem wydaje się jej dziwnie znajomy. Jak się okazuje, mieszkała w nim w dzieciństwie. Okazuje się też, że w domu tym doszło do dość dziwnej sytuacji. Otóż pewnego dnia znika macocha dziewczyny. Ale co się z nią stało? Czy wyjechała bez słowa? A może została bezwzględnie zamordowana? Niełatwa zagadka, tym bardziej, że od owych wydarzeń minęło prawie dwadzieścia lat.

Od razu muszę się przyznać, że nie wpadłam na rozwiązanie zagadki. Po raz kolejny zostałam wywiedziona w pole. I po raz kolejny nie zawiodłam się na pomysłowości autorki, co mnie bardzo cieszy. Z książką nie nudziłam się ani przez chwilę, więc nawet nie wiem, do czego mogłabym się przyczepić i co mogłabym skrytykować. Tym bardziej, że lubię takie zagadki w małych miejscowościach. I coraz bardziej lubię pannę Marple. W moim rankingu ulubionych bohaterów zaczyna wygrywać nawet z samym Herkulesem Poirot
.
Na koniec postanowiłam postawić sobie pytanie. Czy z Agathą Christie można się nudzić? Odpowiedź brzmi: nie.

-----

Tekst ukazał się także na stronie: http://na-tropie-agathy.blogspot.com/.

czwartek, 12 marca 2015

161. 5 zespołów... do których ostatnio wracam najczęściej

Czas może na mały przerywnik od tematów książkowych i okołoksiażkowych. Dzisiaj zrobię mały top zespołów, których ostatnio słucham najczęściej. Na to, jakiej muzyki chcę słuchać w danym momencie duży wpływ ma mój aktualny nastrój, ale żeby się nie rozpisywać wracam do rzeczonych zespołów. A są nimi:

- Dżem – niezmiennie od kilku dobrych lat lubię słuchać. Przedstawiać chyba nie muszę, a „Wehikuł czasu” od dawna jest w czołówce ulubionych piosenek.

- Kelly Family – mój absolutnie ukochany zespół z czasów, kiedy miałam -naście lat, ale jak tu nie lubić choćby „An Angel” czy radosnego „When the boys come into town’. ;)

- De Press – chyba najbardziej znany z piosenki „Bo jo cie kochom”, ale „Śleboda” też wywołuje mój uśmiech.

- Sabaton – zespół znany z piosenek o tematyce historycznej i jak ich tu nie lubić za piosenkę „40:1”.

- Rhapsody of Fire – zdarza się, że są długie okresy, w których ich nie słucham, ale nie mogę im odmówić, że brzmią świetnie, a moja znajomość zaczęła się od piosenki „Unholy warcry”.

Rzecz jasna oprócz wymienionej piątki jest całe mnóstwo zespołów, które lubię, ale lista wyszłaby zapewne bardzo długa, a i tak miałabym wrażenie, że o kimś zapomniałam. Podobnie z piosenkami. Musiałabym chyba zrobić TOP 100 piosenek ulubionych, a tak byłoby mało. Jedno jest pewne, lista byłaby różnorodna. ;)

Ciekawa jestem, jakie zespoły Wy wybralibyście do swoich TOP 5. ;)

wtorek, 10 marca 2015

160. 5 miast... o których chciałabym poczytać

Pomysł na ten post chodzi za mną już od jakiegoś czasu. A przyszedł mi do głowy po ciekawym poście o Poznaniu, który napisała Ann RK. A że nasz kraj jest piękny i może być inspirujący… Zresztą, chyba nikt w to nie wątpi, więc nie będę się rozpisywać. :)

W ostatnim czasie zastanawiałam się, o jakich polskich miastach, mniejszych i większych, chciałabym poczytać w książkach. I nie, nie w przewodnikach. ;) Najlepiej w kryminale. Może też w romansie albo fajnej książce dla młodzieży. Może fantasy. To byłoby ciekawe… zwiedzanie miast z bohaterami. A o jakich miastach na dzień dzisiejszy chciałabym poczytać? Na początek pięć miast. Oto one:

- Bielsko-Biała – bardzo ładne miasto, ładnie położone, z ciekawą historią. Trochę niedoceniane. Może przyjdzie kiedyś komuś fajny pomysł na retro-kryminał.

- Katowice – kolejne ciekawe miejsce, a którego w książkach trochę mało. Nie wątpię, że i tu mogłaby mieć miejsce niejedna interesująca historia.

- Sandomierz – ojciec Mateusz udowadnia, że w Sandomierzu może się duuużo dziać. Ale czy Sandomierz często pojawia się w książkach? Raczej nie, no chyba, że o czymś nie wiem. No ale może historia sensacyjna albo książka niezwykle romantyczna. Czemu nie?

- Kazimierz Dolny – inne ciekawe miasto, o którym właściwie nic nie czytałam. A wciągająca historia romantyczna albo niepatetyczna książka historyczna? Może takie są, a ja o tym nie wiem. ;)

- Opole – o Opolu też niewiele czytałam, a na pewno „coś” mogłoby się tu wydarzyć. Książka fantasy? A  może fajna książka dla młodzieży? Pomysłów na pewno by nie zabrakło.


Niewykluczone, że przegapiłam jakieś ciekawe książki, których akcja ma miejsce w tych miastach. Może są i niezasłużenie są „przykurzątkami”. Cóż, jeżeli są, to może warto je rozreklamować, a jeżeli nie, to może ktoś kiedyś coś fajnego napisze. 

A o jakich miastach Wy chcielibyście poczytać w książkach? Czy jest takie, które uważacie za niedocenione?



wtorek, 3 marca 2015

159. Stosik marcowy

Podejrzewam, że niejednemu czytającemu trudno opuścić bibliotekę z pustymi rękami. Na mój stosik biblioteczny złożyły się tym razem cztery książki:

 
A są nimi:

- "Morderstwo na polu golfowym" Agathy Christie;
- "Spotkanie w Bagdadzie" Agathy Christie;
- "Pensjonat Sosnówka" Marii Ulatowskiej;
- "Nieśmiertelni" Vincenta V. Severskiego.

Chyba muszę wymyślić system czytania. Taki, żeby kolejki skutecznie malały... Ale chyba szybko by upadł. :)

poniedziałek, 2 marca 2015

158. Agatha Christie "Rendez-vous ze śmiercią"

Tytuł oryginału: „Appointment with Death”
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2008
Tłumacz: Tadeusz Jan Dehnel
Ilość stron: 212
Ocena: 4/6

Podejrzewam, że niektórzy widząc tytuł posta mogą pomyśleć, że jestem dość monotematyczna. Prawdopodobnie mogą mieć rację. Ja jednak bardzo wciągnęłam się w czytanie dzieł Agathy Christie. I to tak bardzo, że książki innych autorów zapewne poczują się poszkodowane. Muszę to zmienić, ale teraz wróćmy do Agathy.

A skoro Agatha, to i zbrodnia. Tym razem do zbrodni dochodzi w Ziemi Świętej, a zagadkę związaną ze zbrodnią rozwiązuje przebywający tam Herkules Poirot. Zamordowana zostaje starsza pani. Amerykanka. Matka (a właściwie machocha) – tyran. O morderstwo podejrzewana jest najbliższa rodziny starszej pani. W końcu to takie oczywiste, że zabójstwa dokonał ktoś z nich. W końcu mieliby powód. I to właśnie dlatego rozwiązanie okazuje się tak zaskakujące... Jakie? Ci, którzy czytali, wiedzą. Tym, którzy nie czytali, nie powiem. Ale muszę się przyznać, że po raz kolejny pisarka wywiodła mnie w pole.I to mi się podoba.

Po raz kolejny nie nudziłam się z powieścią Agathy Christie. Przeczytałam kolejną, fajną książkę z ciekawą intrygą. I cały czas podziwiam bystrość belgijskiego detektywa, choć przyznaję, czasem mnie irytuje. Mam nieodparte wrażenie, że ma bardzo wysokie mniemanie o sobie. Ale w jego sytuacji i z jego sławą… Niejeden z nas by miał. Muszę też przyznać, że zastanawiam się, czym zamordowana podpadła sprawcy. Ale akurat tego też pewnie nie odgadnę.


Nie wiem też, dlaczego tak późno odkryłam twórczość Agathy Christie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wciąż tyle jej książek przede mną. Myślę, że z czystym sumieniem mogę napisać: POLECAM AUTORKĘ!

-----

Tekst ukazał się także na stronie: http://na-tropie-agathy.blogspot.com/.

niedziela, 1 marca 2015

157. Arundhati Roy "Bóg rzeczy małych"

Tytuł oryginału: „The God of the Small Things”
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2000
Tłumacz: Tomasz Bieroń
Ilość stron: 306
Ocena: 3/6


Książkę tę pożyczyłam na jednym z biblionetkowych zlotów. Trzeba przyznać, że tytuł książki jest intrygujący i moja ciekawość mnie pokonała. Nie zmienia to jednak faktu, że książka długo czekała na swoją kolej.

Autorka książki pochodzi z miejscowości Aymanam w indyjskim stanie Kerali i w tej właśnie miejscowości mieszkają bohaterowie powieści: Ammu i jej dwoje dzieci: bliźniaki Estha i Rahel. Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że w książce poznamy piękną historię bez problemów. Cóż, podejrzewam, że życie w Indiach może być trudne. I takie życie obserwujemy w tej książce. Śledzimy problemy i tajemnice Ammu i jej rodziny. Tak, to prawda, że trudy są wszędzie, ale czy wszędzie takie same? Na to każdy z nas musi sam sobie odpowiedzieć, bo zapewne ile osób, tyle poglądów.

Według opinii podanych na okładce książka jest arcydziełem. Przyznam, że ta opinia do mnie nie trafia. Nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę, choćby dlatego, że dowiedziałam się trochę o kraju tak dalekim i egzotycznym jak Indie. Sądzę też, że warto poznać historię Ammu i jej dzieci, do których poczułam sympatię. Myślę, że opisaną tu historię bohaterów mogę spokojnie zaliczyć do wartych uwagi, ale z drugiej strony książka mnie nie zafascynowała i nie wciągnęła tak jak się tego spodziewałam przed rozpoczęciem czytania.  Momentami wręcz mnie nudziła. Wiem, moja opinia jest pełna sprzeczności. Rzadko zdarzają takie książki. Ciekawa historia, która jednak nie wciąga.


Być może powinnam dać książce jeszcze jedną szansę, być może niesprawiedliwie nie doszukałam się w niej wybitnego dzieła. Ale na chwilę obecną jestem jednak przekonana, że książka nie jest wybitnym arcydziełem. Jest to dość ciekawa historia, ale czegoś mi tu zabrakło. Nie umiem jednak nazwać czego dokładnie. I cały czas się zastanawiam, czy tylko mnie nie do końca przekonała. Ciekawa jestem opinii innych.

156. Podsumowanie - luty 2015

Dzisiaj pierwszy dzień marca. Wiosna coraz bliżej, zrobiło się słonecznie, może jeszcze nie w pełni wiosennie, ale i tak bardzo mnie to cieszy. A skoro dzisiaj, jako się rzekło, zaczyna się nowy miesiąc, to trzeba czytelniczo podsumować poprzedni. Luty pod tym względem okazał się nieco lepszy niż styczeń. 

Przeczytałam  pięć książek:


Zaczęłam czytać dwie książki:

- „Przez pustynie na ośnieżone szczyty…” Wojciecha Lewandowskiego;
- „Rendez-vous ze śmiercią” Agathy Christie.


Jak widać w tym miesiącu królowała literatura angielska, wygrała z polską i indyjską. A jaki będzie marzec? Oby jak najlepszy. ;)